czwartek, 19 września 2013

Prawda i marketing

Usłyszałem kiedyś określenie "prawdziwy" i "szczery" w odniesieniu do przekazu marketingowego. I co? I nic, po prostu to przyjąłem. Jestem miękki i z natury ufam ludziom. Jeśli ktoś mi mówi, że coś jest szczere lub prawdziwe, to myślę, że tak właśnie jest. Chyba, że coś wyraźnie świadczy o tym, że jest odwrotnie. Naiwne? Być może. A raczej na pewno. Dziś już wiem, że z podobną ufnością można podchodzić co najwyżej do zapewnień bliskich znajomych lub przyjaciół. Pozostałych relacji dotyczy zasada ograniczonego zaufania i ostrożności.
fot. Stockvault_Merelize

No więc, jak to jest z tym szczerym przekazem marketingowym? No jak to, jak? Szczery przekaz to ja mam wtedy, gdy mój pies sygnalizuje mi, że chce siku albo gdy okazuje mi swoje przywiązanie. On na pewno nie udaje i nie kręci, i w żadnym razie nie będę próbował tego sprawdzać, szczególnie w przypadku siku. Po prostu.

Tych kilka zdań napisałem z pozycji adresata przekazu. A co można powiedzieć o ludziach, którzy zawodowo parają się reklamą i marketingiem? Ażeby się nie rozpisywać powiem tylko, że są ludzie i ludziska a także, że są marketerzy i marketerzyska.

Ps. Tak, wiem. Powinienem jeszcze napisać, że są wyjątki i, że nie można generalizować. Więc piszę, że są.

środa, 3 kwietnia 2013

Jak przygotować porywającą prezentację - część 1

fot. Stockvault

Podobno 75 proc. osób przeżywa silny stres związany z wystąpieniami publicznymi. Lęk wywołuje pocenie się, brak płynności mówienia, suchość w ustach i pustkę w głowie. Z pierwszych wystąpień zapamiętuje się głównie te koszmarne emocje.

A jak sprawa publicznych prezentacji wygląda z perspektywy tych, do których są one skierowane? Chyba nie pomylę się mocno, gdy powiem, że dominującym odczuciem publiczności jest znudzenie. Rzadko można usłyszeć - "ale super wykład" albo "wreszcie nie przysypiałem na prezentacji". Skąd to się bierze? Do przedstawiania poprawnych merytorycznie prezentacji powinna oczywiście przygotowywać szkoła. Ale szkoła to szkoła. Jako instytucja nie tylko w tym zakresie okazuje się nieudolna. A uczniom musiałoby się po prostu chcieć, a się nie chce. I mało kto przekonująco im tłumaczy, że bez umiejętności publicznych wystąpień możliwości rozwijania kariery zawodowej są raczej mniejsze, niż większe.

Jednak trzeba wspomnieć, że nawet poprawnie przedstawiona prezentacja, nierzadko może nudzić i nie przekonywać. Prezentacja ma być porywająca! Musi zabierać słuchaczy w podróż, z której wrócą pobudzeni do działania i bogatsi w przydatną wiedzę. A, jeśli nie będą jeszcze w pełni do czegoś przekonani, zainspiruje ich do szukania własnych dróg.

Sekret udanej prezentacji 

Jeżeli prezentacja ma być skuteczna, musimy być gotowi przeznaczyć na jej przygotowanie sporo czasu. Ile? Autorka książki  Slajd:ologia. Nauka i sztuka tworzenia genialnych prezentacji Nancy Duarte, odpowiada - Czas potrzebny do opracowania prezentacji powinien być wprost proporcjonalny do wysokości stawki, o jaką prezentacja walczy.
Autorka podaje też przykładowy plan przygotowań prezentacji z wykorzystaniem slajdów. Przedstawia się on następująco:

6 - 20 godzin
Przemyślenie tematu, gromadzenie materiału, konsultacje.
1 godzina
Rozrysowanie mapy potrzeb odbiorców.
2 godziny
Spisywanie pomysłów na karteczkach.
1 godzina
Porządkowanie pomysłów.
1 godzina
Dyskusja ze współpracownikami np. o wpływie przedstawianych idei na słuchaczy.
2 godziny
Rozrysowanie struktury prezentacji lub scenorysu.
20 - 60 godzin
Projektowanie slajdów w programie do prezentacji.
3 godziny
Próbne przemówienia
Razem: 36 - 90 godzin

Oczywiście to tylko propozycja. Każdy etap przygotowań można zmodyfikować pod swoje potrzeby, np. jeżeli masz przedstawić tylko przemówienie, bez wizualnego wsparcia slajdów, wówczas nie musisz poświęcać godzin na ich opracowanie.

Każdy doświadczony prelegent ma swoje wypróbowane sposoby na przygotowanie porywającego i ciekawego wystąpienia. Wie też, że nigdy nie uda się tego zrobić "na skróty", a materiałem przygotowanym pośpiesznie, na kolanie, można wręcz obrazić słuchaczy. Warto z tematem prezentacji się nie rozstawać, myśleć o nim przy różnych okazjach, zasypiać z nim. Ważne są notatki. Notuj wszystkie pomysły. Selekcji dokonasz później, najważniejsze jest, że będzie z czego wybierać.

Trzeba też pamiętać, że niemal każdą myśl można wypowiedzieć ciekawiej. Nie miej jednak ambicji, żeby każde wypowiadane przez ciebie zdanie było niczym sentencja lub aforyzm. Wyjątkowe niech będą zdania kluczowe, stanowiące jakby filary twojej prezentacji. Nie zapominaj o swoich słuchaczach - myśl o nich z sympatią i nie bój się ich.

Jeżeli zastosujesz się do tych wskazówek i zaangażujesz w 100 procentach w przygotowanie i przedstawienie prezentacji, masz wielką szansę na zainteresowanie słuchaczy swoją opowieścią. W kilku najbliższych wpisach wskażę najważniejsze elementy porywających przemówień. Zastanowimy się nad procesem przygotowywania prezentacji, a także nad tym, co i jak mówić.

piątek, 22 marca 2013

Neandertalczyk i piła mechaniczna

fot. Stockvault
Niestety, część firm nie ma pomysłu na sensowne wykorzystanie możliwości internetu. Strona www jeśli jest, często nie spełnia podstawowych wymogów użyteczności. Bywają też strony zwyczajnie brzydkie. Nie potrzeba wielkiej wyobraźni, by zrozumieć, co to może oznaczać np. dla hotelu lub sklepu internetowego. Gdy dojdzie do tego brak jakiejkolwiek promocji strony, pozycjonowania, to robi się problem.
Kolejna rzecz, to serwisy społecznościowe. Tu też jest niezbyt dobrze. Coraz więcej firm jest obecnych choćby na facebooku, ale nie bardzo wiadomo po co. A szkoda, bo internet to bardzo dobre narzędzie jest i kropka. Ale jak każde narzędzie, należy go używać we właściwy sposób, czyli z głową, a nie jak, bez obrazy, neandertalczyk w zetknięciu z piłą mechaniczną. Albo jej nie wykorzystuje, bo nie wie jak i się boi, albo szaleje robiąc demolkę. Trzeba mieć dobry pomysł na użycie narzędzia. Nie musi być on skomplikowany, wielokrotnie złożony i nieziemsko innowacyjny. Wystarczy, że będzie zrozumiały, realny i dostosowany do potrzeb firmy. Oto kilka przydatnych propozycji z bloga Pawła Tkaczyka.
Warto też zadać sobie kilka pytań związanych z internetową aktywnością firmy, np. jakie działania marketingowe firma dotąd prowadziła w sieci, czy jest opracowana odpowiednia strategia i wyznaczone cele, czy jest osoba odpowiedzialna za marketing online itd. itp.
Rozmawiałem niedawno z właścicielem firmy próbując go przekonać do podjęcia większej aktywności w internecie. W trakcie rozmowy dowiedziałem się, że w coraz mniejszym stopniu korzysta z tradycyjnych form reklamy, które uważa po prostu za nieskuteczne i zbyt drogie. Spodziewałem się więc, że takie podejście w większym stopniu otworzy go na moją ofertę marketingu online. Ale i w tym przypadku był sceptyczny. Choć po głębszym zastanowieniu mogę stwierdzić, że jego sceptycyzm będzie mu towarzyszył jeszcze długo. Powód? Strach, brak wiedzy, niechęć przed podjęciem ryzyka, nieufność. Wygląda na to, że "glina" z której stworzeni są biznesmeni, i z której zrobione są ich firmy z czasem wysycha i twardnieje, przestaje elastycznie się dostosowywać, dopasowywać. A jest to dość niebezpieczne. W każdym razie firma w tej chwili ma stronę internetową - brzydką, niepraktyczną i co za tym idzie odstraszająco - zniechęcającą. Ma też fanpage na facebooku z nudną, nieangażującą treścią. Być może wygląda na to, że się wyżywam. No dobra, trochę tak jest. Ale jestem pewny, że najdalej za kilka miesięcy ów przedsiębiorca przekona się, że jest w tyle za konkurencją oraz, że bardzo trudno nadrabia się zaległości. A można być krok przed. Wystarczy odważnie wybrać.
Problemem wśród właścicieli i szefów firm jest nieufność w stosunku do nowych trendów w dziedzinie technologii, sprzedaży, marketingu. Świat się zmienia, klienci również, a część firm nadal tylko rozdaje papierowe ulotki, ogłasza się w gazecie i nieproszona dzwoni ze swoją ofertą. Zmienić nastawienie w tej sprawie może pomóc edukacja. Oczywiście wiadomo, że tryby edukacyjnego młyna kręcą się powoli, ale najważniejsze jest to, że będzie z tego mąka. Czego sobie i Państwu życzę.

wtorek, 26 lutego 2013

Call center feat. social media?

fot. stockvault


Wydaje się, że firmy z branży call center nie pałają jakimś szczególnie ciepłym uczuciem do serwisów społecznościowych, mimo, że są one coraz częściej i lepiej wykorzystywane biznesowo. Dlaczego tak jest? Czyżby call centers świadomie rezygnowały z wejścia w obszar social media, bo uważają, że są im niepotrzebne, bo interes telefoniczny póki co jakoś sobie radzi? A może, po prostu menedżerowie cc nie bardzo wiedzą, jak się zabrać do tematu? No, bo trzeba przecież realizować wyśrubowane plany sprzedaży, radzić sobie z potężną rotacją pracowników, budowaniem morale, współpracą ze zleceniodawcami. Gdzie tu wcisnąć jeszcze jakiegoś facebooka?
No więc, czy da się to jakoś pożenić?
Wykorzystanie serwisów społecznościowych wydaje się najbardziej korzystne i naturalne w obszarze customer service. Pozyskanie i utrzymanie klienta jest coraz trudniejsze i droższe i wymaga sprawnego zarządzania relacjami. Dochodzi do tego malejąca lojalność wobec marki. Social media są idealnym narzędziem pozwalającym radzić sobie z tymi problemami. 
Oczywiście dla firm telemarketerskich świadczących usługi w outsourcingu sprawa wygląda inaczej. Sprzedają one cudze usługi i promują marki, które już realizują swoją strategię w mediach społecznościowych. Ale, czy rzeczywiście droga do aktywności społecznościowej musi być zamknięta? Chyba nie. Dużo zależy od kreatywności osób zarządzających i od tego, czy gotowe są włączyć się w nurt zmian. Biorąc pod uwagę, że branża call center, mocno wpisująca się swoimi metodami w ideę outbound marketingu, traci nieco ze swej skuteczności należałoby w najbliższym czasie skoncentrować się na powyższym zagadnieniu. Ci którzy okażą się najszybsi i najbardziej pomysłowi dostaną w nagrodę duży kawałek tortu, podczas gdy innym będzie ciekła po brodzie ślinka (widok bezcenny).

wtorek, 19 lutego 2013

Facebook dla firm - kilka słów o kosztach.

fot. stockvault
Chciałbyś, aby twoja firma była obecna na Facebooku? Zastanawiasz się więc ile to będzie kosztowało i, czy będzie w ogóle. Utarło się bowiem przekonanie, że social media zapewniają możliwość darmowej reklamy. Pan Michał, właściciel firmy, postanowił nie przepuścić takiej okazji i oddelegował do nowego zadania panią Iwonkę z działu HR, bo się trochę zna na Facebooku (ma 382 znajomych) i prawie codziennie coś tam prywatnie wrzuca. I co? Jest darmo? Jest. Iwona z HR jest zadowolona, szef też, a jaki jest efekt można zobaczyć na dość dużej ilości stron fb prowadzonych w ten sposób.
Z drugiej strony w internecie bez trudu można znaleźć coraz więcej ofert obsługi firm w social mediach. To, co je różni od opcji "z panią Iwonką" to m.in. koszt usługi. No i tu pojawia się problem, bo rzadko ktoś publikuje cennik. A jeśli pojawiają się ceny to są one albo umowne, albo orientacyjne. Odpowiedź na pytanie - ile to kosztuje - najczęściej zaczyna się od słów " to zależy".
Mimo to można zauważyć, że, po pierwsze, stawki są bardzo zróżnicowane i zawierają się w widełkach od 100 zł. (to nie żart, choć jest to stawka podana chyba przez jakiegoś gimnazjalistę) do powiedzmy 2500. Oczywiście zdarzają się oferty zaczynające się od 1000 zł. bez określonej górnej granicy. Przy ustalaniu ceny za usługę brane są pod uwagę różne aspekty. Na przykład może ona zostać określona jako procent budżetu przeznaczonego na marketing. Usługodawca może też być wynagradzany za osiągnięcie konkretnego efektu (ilość nowych fanów, poziom konwersji, odpowiedzi na konkurs itp.).
Z przeprowadzonego w październiku 2012 roku przez markę Connect badania „Social Enterprise Study” wynika, że świadomość kosztów wśród przedsiębiorców jest bardzo niska. Aż 73% respondentów odpowiedziało wręcz, że według nich forma promocji wykorzystująca media społecznościowe nic nie kosztuje. Raport zawierał także informację na temat średniej deklarowanej (przez 27% tych bardziej świadomych) kwoty przeznaczanej na działania w social mediach. Było to ok. 5 tys. zł. miesięcznie. Badanie zostało przeprowadzone w 200 średnich i dużych firmach.
A więc jeśli zapytasz ile to będzie kosztowało, pewnie usłyszysz klasyczne "to zależy". Jednak nie będzie to wymigiwanie się od odpowiedzi, lecz zaproszenie do wspólnego opracowania dobrej strategii. A jak wiadomo dobra strategia to ważny element sukcesu, za który warto zapłacić.
Jeżeli twoje obawy są nadal poważne spróbuj umówić się z wykonawcą na coś w rodzaju okresu  próbnego. Dzięki temu bliżej poznasz, być może słabo ci jeszcze znany kanał promocji w mediach społecznościowych.
Możesz zrobić jeszcze jedno i będzie to rozwiązanie prawie darmowe. Wszystkie początkowe czynności na Facebooku spróbuj wykonać samodzielnie. Nie jest to zbyt skomplikowane, a jedyny koszt (a właściwie inwestycja) to twój czas. Dzięki takiemu podejściu zyskasz cenną wiedzę z zakresu nowoczesnych rozwiązań dla swojego biznesu. Ma to sens wtedy, gdy jesteś w stanie zająć się tym bez szkody dla pozostałych spraw. Szybko jednak zauważysz, że głównym problemem samodzielnego prowadzenia fan page'a jest konieczność robienia tego systematycznie i twórczo, na co nie każdego, albo nawet mało kogo stać. Ważna jest też bardziej zaawansowana wiedza i doświadczenie, których może ci brakować. Tak, czy inaczej ruszaj do dzieła! Określ swój początkowy cel, poszukaj dobrej oferty albo spróbuj zrobić pierwsze kroki sam. Wykorzystaj fakt, że sporo firm (także twojej konkurencji) jeszcze nie w pełni docenia nowe formy marketingu. W krótkim czasie może się okazać, że te działania to najlepsze, co mogłeś zrobić dla nadania dynamiki swojemu biznesowi.

poniedziałek, 11 lutego 2013

Marketer w fajnej koszulce.

Jak często czujesz, że ktoś cię traktuje niepoważnie? Ja dość często, szczególnie, gdy oglądam reklamy. Pokusa, żeby kogoś zmanipulować, nabić w butelkę czy zrobić w konia jest tak wielka, że nie mogą jej się oprzeć nawet poważne banki, telekomy i producenci samochodów wykorzystujący w tym celu speców od reklamy i marketingu. No i te napompowane budżety reklamowe. Któż im się oprze? Uczciwość i dobry smak ulegają wtedy dziwnym przemianom. I nie chodzi tylko o oszukanie i wykiwanie klienta, ale też o bezsensowne szokowanie i schlebianie najniższym gustom. Oto dwa całkiem niedawne przykłady takiej twórczości opisywane w internecie:


Jeden z komentujących napisał "durne, jak 90 % reklam". A na co liczą twórcy tych... No właśnie, jak to nazwać? Nie przychodzi mi nic do głowy. No może tylko - gniot. Swoją drogą ciekawe, jak oni wymyślają coś takiego. Może jest tak. Zbiera się zespół kreatywny i robi burzę mózgów. Mózgi się burzą, pienią i w końcu wydają na świat dzieło. No i jeszcze przyklepuje to zleceniodawca, prawdopodobnie fan filmu Wyjazd integracyjny i podobnych "komedii".
I niestety chyba nic nie można na to poradzić - szokujesz, albo nie istniejesz!
Widziałem człowieka w koszulce z napisem Respect yourself and others. Zagadka. Czy to mógł być marketer?



Zdjęcia pochodzą ze stron Tense.pl na G+ i Mediafun na Fb. 
Rozwiązanie zagadki brzmi: Tak, to mógł być marketer. I powinien.


wtorek, 5 lutego 2013

Jak nie reagować na krytykę firmy w social mediach?


fot. jeffreyw
W ostatni czwartek w pobliskiej restauracji zamówiłem pizzę i kebaba w opcji z własnym odbiorem. Zamówienie dotyczące kebaba było specjalne, bo bułka miała zawierać mniej składników niż zwykle - bez pomidora, sałaty i cebuli. Samo mięso, sos i ogórek kiszony (mój syn z warzyw uznaje tylko pieczony drób). Upewniłem się, że moje życzenie zostało zrozumiane. Kilkanaście minut później, po rozpakowaniu jedzenia okazało się, że kabab jest pełnowymiarowy i zawiera wszystko, czego miało w nim nie być. Pomyślałem sobie - drobiazg. Wystarczyło przecież tylko wydłubać warzywa i gotowe. Syn był jednak innego zdania i zdrowo marudził. To obudziło we mnie instynkt świadomego konsumenta. Postanowiłem zareagować.
W tym celu posłużyłem się stroną restauracji na Facebooku. Zrobiłem zdjęcie wszystkomającego kebaba i opisałem w poście sytuację. Nie chodziło mi o "przyłożenie" firmie, więc za bardzo nie smuciłem, a nawet przy okazji pochwaliłem smaczną pizzę.
No i czekałem. Po pół godzinie niespodzianka - zniknął mój wpis. Ale za to na mój priv przysłano przeprosiny i propozycję darmowego kebaba. Zniknięciem wpisu byłem trochę poirytowany, jednak zakończenie sprawy mnie satysfakcjonowało. Jako klienta, bo jako fana marketingowego wykorzystania social media już nie. Miałem wrażenie, że doszło do pewnego zaniechania.
Otóż od strony wykorzystania możliwości kryjących się w fb firma nie okazała refleksu i pomysłowości. Popełniono mały błąd polegający na niewłaściwej realizacji zamówienia. To się mogło zdarzyć. Dobrze, że były przeprosiny. Ale cała rzecz działa się w serwisie społecznościowym, który z definicji charakteryzuje się dużym stopniem otwartości, co ma sprzyjać budowaniu dobrych relacji z klientami (także niezadowolonymi).
Dlaczego usunięto niekorzystny komentarz? Może restauracja nie lubi krytyki, nawet w tak łagodnej formie. Może obawiała się, że to wywoła falę roszczeń innych niezadowolonych. A może to była pierwsza w jej historii negatywna opinia i spanikowali. W sumie nieważne.
Najistotniejsze w tej sprawie jest to, że nikomu nie przyszło do głowy, żeby przy okazji tej naprawdę małej wpadki zrobić fajny PR i pokazać, jak restauracja ma w zwyczaju traktować swoje błędy i odnosić się do niezadowolonych klientów. Jestem pewien, że ta odrobina odwagi i otwartości mogłaby przysporzyć sporo korzyści.